"No co ty, ja myję włosy co trzeci dzień." Ile razy takie coś słyszałam, tyle razy żal mi tyłek ściskał, bo ja od bardzo dawna musiałam myć codziennie i to koniecznie rano. Gdybym umyła wieczorem, nie byłoby szans na świeże włosy. To co sprawia, że włosy są po prostu uklejone i tłuste to sebum.
Ciociu Wikipedio, wytłumaczysz nam co to jest sebum?
"Łój skórny (łac. sebum) to naturalny lubrykant [w największym skrócie, substancja nawilżająca] skóry owłosionej i nieowłosionej ssaków, wydzielany przez gruczoły łojowe. Zapewnia miękkość skóry. Tworzy na niej warstwę ochronną antybakteryjną i przeciwgrzybiczą."
A więc to on nawilża naszą skórę i włosy i wcale nie powinien być
traktowany tylko jako zły tłuszcz, przez który wyglądamy jak wytwórnia
smalcu. Owszem, jego nadmiar należy usuwać, myjąc skórę głowy i włosy,
inaczej możemy doprowadzić do tego, że nasze pory się zatkają, skóra nie
będzie miała jak oddychać w efekcie włosy mogą wypadać lub na skórze
rozwiną się bakterie czy grzyby, przez które nabawimy się wyprysków [to
również tyczy się skóry na całym ciele, zauważyłyście, że jeśli często
wypuszczamy grzywkę latem, pojawia się więcej pryszczy na czole? to
właśnie dlatego, że skóra nie ma czym oddychać, a bakterie przez to
mnożą się jak wściekłe.], a nawet łojotokowego zapalenia skóry.
Jeśli z kolei myjemy skórę zbyt często efekty mogą być różne - suchość i
nadwrażliwość [co również może doprowadzić do wypadania włosów],
podrażnienia, łupież suchy lub wręcz przeciwnie - przetłuszczanie się.
Jeśli będziemy na okrągło zmywać sebum, nawet jeśli nie będzie go wcale
zbyt wiele, skóra może zacząć się bronić produkując go jeszcze więcej.
Więc my z uwagi na to, że włosy wyglądają tłusto, zmywamy sebum i to
coraz mocniejszymi szamponami, coraz częściej, przez co skóra się
wścieka, broni jak może i błędne koło się zamyka. Wiem to z własnego
doświadczenia. Swoją obsesją na punkcie całkowicie świeżych włosów
doprowadziłam do tego, że żaden szampon nie był mi ich w stanie domyć
podczas jednorazowego mycia, zawsze musiałam myć włosy 2 razy i to Niveą
do przetłuszczających się włosów, którego skład zaczyna się tak: Aqua,
Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride. A więc
woda i trzy środki myjące - Sodium Chloride to chlorek sodu czyli
najzwyklejsza sól kuchenna, która niestety całkiem skutecznie wysusza
włosy.
Przez takie drastyczne
codzienne oczyszczanie [myłam tak ok 3 lat, a tym szamponem ostatnich
kilka miesięcy] skóra strasznie mnie swędziała, piekła, włosy wypadały
garściami. wystarczyło, że przejechałam dłonią po dopiero co rozczesanym
kucyku a zostawała mi w palcach ich garść. Znajdowałam ich mnóstwo na
ubraniach, podłodze, w pościeli, kilka razy w tygodniu musiałam wyciągać
je z odpływu wanny.. słowem - tragedia. Żeby tego było mało, skóra
przetłuszczała się już tak bardzo, że nie byłam w stanie zostawić
włosów do wyschnięcia, bo miałam po prostu smalec. Musiałam je wysuszyć i
upiąć, w rozpuszczonych wstydziłam się chodzić, bo choć włosy myłam rano, zanim skończyłam
lekcje, zdążyły już wyglądać jak u niektórych po kilku dniach niemycia.
Kiedy zorientowałam się gdzie popełniam błąd, postanowiłam działać.
Całkiem sporo czytałam o szamponach bez SLSów i naprawdę dużo razy
spotkałam się z opinią jakie to dziecięce szampony są super. Więc
wpadłam do Rossmanna i kupiłam Johnsons Baby (był najtańszy) i od razu
po przyjściu do domu umyłam nim włosy. Jak się okazało, włosy szału nie
robiły, były jakby delikatnie nieświeże. Nie tyle niedomyte, ale nie były takie jak tuż po myciu. Jednak to co zauważyłam od
razu, to że skóra mniej swędzi i mniej piecze. Kilka następnych razy
myłam nim włosy i efekt był taki sam. Więc znów umyłam Niveą i znów
problem powrócił. Więc powiedziałam sobie "dobra, niech te włosy
wyglądają jak chcą, ja mam dość ciągłego pieczenia i drapania się jak
przy wszawicy, zresztą jak już kupiłam, to co mam go wylać?" I tak też
wykończyłam butelkę. Już w jej połowie zauważyłam, że włosy
przyzwyczaiły się do delikatniejszego szamponu i są świeże a skóra mniej
piecze i swędzi. Wypadanie włosów co prawda niespecjalnie się
ograniczyło, ale i tak cieszyłam się, że wreszcie skóra się uspokoiła.
Kończąc butelkę, postanowiłam przetestować inny szampon, zaczęłam
zagłębiać się w składy (przy okazji okazało się, że JB wcale nie ma go
tak świetnego. O tym kilka słów TU) i odkryłam miliony świetnych opinii
na temat Babydream. Więc kupiłam. Efekt początkowo był podobny jak w
przypadku JB, włosy delikatnie nieświeże, ale skóra całkowicie przestała
swędzieć i piec, więc pomyślałam, że to MUSI być to i skóra przyzwyczai
się do jeszcze delikatniejszego szamponu. Tak też było. Ilość włosów
która wypadała zmniejszyła się, choć nie do efektu wow i nadal włosy
musiałam myć codziennie. Wiedziałam już, że to kwestia nienawilżonej
skóry, jednak nie wiedziałam co z tym zrobić, bo jeśli nałożyłam odżywkę
na skórę głowy, nie miałam co liczyć, że włosy będą świeże. Przypadkiem
wpadłam na komentarz pod jakimś postem [nie pamiętam nawet gdzie] że
olej kokosowy używany do skóry bardzo ją nawilża i po kilku miesiącach
zauważa się zmniejszenie wypadania i przetłuszczania. Smarować tłuszczem
skórę głowy po to, żeby to potem zmyć? No coś słabo, zwłaszcza, że
sebum nie może być za dużo, ale olej jest ok? Mimo sceptycznego
podejścia spróbowałam i... kupa. Po kilku tygodniach stosowania oleju
kokosowego na skórę głowy i włosy, stuknęłam się w czoło i kupiłam ten
nierafinowany. I on zadziałał dziwnie. Całkiem dobrze zmywał się ze
skóry, więc nie miałam problemu z tłustymi włosami po umyciu, jednak
miałam straszny puch - potem wyczytałam, że to kwestia źle dobranego
oleju do porowatości. Jednak to co również zauważyłam i co było dla mnie
ważniejsze - przetłuszczanie naprawdę się zmniejszyło. Byłam w ciężkim
szoku, kiedy któregoś razu wstałam rano jak zwykle, gotowa myć włosy a
tu... nie trzeba, wyglądały całkiem ok. Nie były już tak świeże jak
zaraz po umyciu, wiadomo, ale nie wyglądały źle. W ten sposób udało mi
się je przyzwyczaić do mycia do drugi dzień, jednak tylko do czasu
dopóki regularnie stosowałam olej kokosowy na skórę głowy. W momencie
kiedy przestałam to robić, problem zaczął się od nowa. Nie jest to dla
mnie tragedią, bo jeśli odstawiając kosmetyk, który mi nie służy, liczę
na to, że skóra czy włosy wrócą do stanu sprzed używania go, więc tego
samego mogę się spodziewać po kosmetyku, który mi służył, nic przecież
nie działa wiecznie.
Oprócz delikatnego szamponu i oleju
kokosowego zaczęłam przestrzegać też kilku zasad i tak udaje mi się
dłużej zatrzymać świeżość włosów.
1.
Myję nie tylko skórę głowy, ale też szczotkę. To chyba dość oczywiste.
Nic nam z wycierania blatu 2.Staram się nie dotykać włosów. Uczeszę się raz i koniec. Nawet do grzywki się
przyzwyczaiłam [mam ją obciętą na bok] i jeśli nie ma wiatru, jestem w
stanie jej nie dotykać a jedynie odrzucać co jakiś czas głową i i tak
nie robię tego zbyt często.
3.Nie suszę gorącym powietrzem. To sprzyja poceniu, więc skóra wydziela więcej sebum a włosy są szybciej tłuste
4.ZAWSZE przed jakimkolwiek czesaniem się, czy to kucyk, czy warkocz czy cokolwiek innego, myję ręce.
5.Unikam drapania skóry głowy, żeby jej nie podrażniać
6.Co kilka myć nakładam na włosy i skórę głowy maskę, [o której napiszę w kolejnym poście] która naprawdę mocno nawilża moje włosy. Początkowo musiałam zmywać ją BabyDreamem aż 3 razy, jednak z czasem i to przestało być konieczne i podwójne mycie, czyli takie jak zwykle, wystarcza.
*7.Drogeryjny suchy szampon to mój wróg. Bardzo mocno przesusza skórę, więc zdecydowanie nie ma na niego miejsca w mojej łazience.
Dużo czytałam o cudownym działaniu drożdży na przetłuszczanie się, jednak po jednorazowym dodaniu ich do maski, nigdy więcej nie odważyłam się tego zrobić. Smród jak cholera, a wypłukać ją było naprawdę dużo gorzej i wyczesać potem włosy również. Drożdże można też pić, jednak ja przez ich smród nie byłabym w stanie tego przełknąć, dlatego zdecydowałam się na łykanie drożdży piwowarskich, kupionych w aptece. Na wnioski jednak jeszcze za wcześnie, ale na pewno się pojawią jak tylko je wyciągnę. :)
Na dzisiaj to tyle, takimi metodami mnie udaje się dłużej utrzymywać świeżość włosów, jednak przestrzegam - nawet jeśli zaczniecie taką "kurację" to nie przyniesie efektów po tygodniu czy dwóch. Do tego trzeba kilku miesięcy, mnie udało się w około 3. Ktokolwiek zna jakieś inne metody lub wypróbował tych i ma ochotę podzielić się swoim zdaniem - wie gdzie może wpisać komentarz. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz